Ahoj!
Drugim projektem, bardzo długo wyczekiwanym przez grono sympatyków nie tylko kultowego Małego Modelarza, ale również przez entuzjastów pancerników z II wojny światowej jest Vittorio Veneto – klasyka włoskiej Marynarki Wojennej podana na stole i bez lania oliwy. Tym razem szeptane legendy stały się faktem i światło dzienne ujrzał nowy zeszyt z modelem włoskiego pancernika w skali 1:300 z numerem wydania 4-5-6/2023
Zdążyliśmy oswoić się z faktem, że wydawcy Małego Modelarza liczą czas inaczej. Płynie on wolno, nieregularnie.. Ale nie na tyle, aby stłumić moje ogromne pokłady cierpliwości i nadziei w oczekiwaniu na nowego Vittorio Veneto. Jest on bowiem drugim z pięciu pancerników, które znajdują się w moich modelarskich fantazjach. Dla przypomnienia, pozostałe z nich w szczegółowym artykule można znaleźć tutaj.
Pozostało jedynie wznowienie Richelieu do budowy którego mi nie spiesznie, bowiem póki co jest co kleić (Bismarck, Hood, Hiei, Vittorio Veneto). I tak – owszem, założona jest relacja Bismarcka, ale z góry założyłem w moim kalendarzu modelarskim, którego można sobie podejrzeć tutaj, że dopuszczam równoległe prowadzenie relacji obu pancerników, a zwłaszcza, że w jednym będę sklejał drobnicę (Bismarck), a Vittorio będzie klejony od podstaw – tekturowy szkielet i poszycie kadłuba. Będzie to również doskonała okazja, aby nałożyć brakujące szczegóły mojego sposobu wykonania szkieletu i podposzycia, którego niestety nie uwzględniłem podczas budowy kadłuba Bismarcka.
Na pojawiające się pytanie, dlaczego Mały Modelarz i dlaczego skala 1:300… bardzo szczegółowo opisałem ten wątek w relacji Bismarcka, który również jest w skali 1:300, a sama relacja znajduje się tutaj.
Mam nadzieję, że mój ulubiony okres jesienno -zimowy pozwoli na spędzenie wielu wieczorów przy modelu, a budowa pancerników nie zniechęci mojej determinacji. Od początku zapowiedzi, czekałem na ten model i obiecałem sobie, że zacznę go bez względu na inny trwający równolegle projekt. Tym bardziej jestem skłonny podjąć budowę, aby poprawić sklejanie poszycia części podwodnej, która w pancerniku Bismarck będzie potraktowana farbą w spray’u..
Przygotowania przed rozpoczęciem prac
Przygotowania do prac nad tym modelem rozpocząłem z początkiem roku 2024, które polegały na pozyskiwaniu zasobów fotograficznych i wszelkich innych pomocnych w budowie pancernika. Model tradycyjnie będzie przedstawiał kartonówkę okrętu zaprojektowanego przez autora Romana Staszałka i jego wizji chciałbym się trzymać. Jest to świeży projekt, dlatego „rezerwuję” sobie kilka dni na zapoznanie się z arkuszami modelu oraz instrukcjami.
Budowa Modelu
Pierwszy etap budowy to wykonanie kadłuba. Jest to dla mnie jeszcze bardziej fascynujący moment, ponieważ chciałbym spróbować nieco innej techniki łączenia części poszycia podwodnego. okleić podposzycie nowymi sklejkami, które są wydrukiem z drukarki atramentowej i prezentują części w kolorze zielonym, a więc takim w jakim Vittorio Veneto był w rzeczywistości. W przeciwieństwie do Bismarcka, oraz do moich poprzednich prac jest to nowa metoda, której wcześniej nie stosowałem i nie chciałbym jej używać, gdyby nie fakt, na zmianę koloru z oryginalnego czerwonego w zeszycie na zielony wg prawd historycznych. W Bismarcku próbowałem wykonać swoją starą metodę, którą z sukcesem stosowałem w modelach mniejszych okrętów, nie dłuższych niż 60 cm. Mam pewne koncepcje, na pewno szkielet i podposzycie będzie w dalszym ciągu z tektury. Nie chciałbym angażować materiałów budowlanych takich jak szpachle czy pianki. Wyjątkiem jest tu użycie niewielkich ilości szpachli modelarskiej jedynie w celu ewentualnych dużych ubytków (1mm). W Bismarcku niestety nie udało zachować się jakości retuszu na łączeniach sklejek oraz dwie warstwy lakieru spowodowały, że poszycie części podwodnej bardzo się świeci. Chciałbym uniknąć tego efektu w Vittorio Veneto i tym samym uniknąć malowania kartonu.
Podsumowując ten bardzo krótki wstęp – przebrniemy razem przez budowę kadłuba od wręg aż po oklejenie szkieletu poszyciem, a w między czasie w stymulowanych przerwach (nie od klejenia, tylko od prac nad kadłubem przy Vittorio) wrócimy do uzupełniania pokładu Bismarcka na gotowym już kadłubie. W ten sposób chciałbym również sprawdzić, czy nie wpadnę w „modelarskie” zmęczenie i jak to nazywam „utratę precyzji” spowodowaną rychłą chęcią ukończenia kadłuba. Myślę, że krótka odskocznia od poszycia to dobry pomysł na wyhamowanie niekiedy nadmiernego pospiechu, a ten wiadomo.. nie działa na korzyść.
Tyle tytułem wstępu. Zapraszam do śledzenia relacji.
Moje zmiany i dodatki: (aktualizacja: 26.09.2024 r.)
- Oszklenie bulajów
- Zielone poszycie części podwodnej (karton – niemalowane)
- Inne (jak coś wpadnie mi do głowy będzie wpisane tutaj)
Błędy i braki w zeszycie Mały Modelarz (Vittorio Veneto) – nie merytoryczne!: (aktualizacja: 26.09.2024 r.)
- cd..
- cd..
PORADA !! Aby obejrzeć zdjęcie w pełnej rozdzielczości poziomej 1920px wystarczy kliknąć prawym przyciskiem myszy i wybrać opcję „POKAŻ ZDJĘCIE” lub „OTWÓRZ GRAFIKĘ W NOWEJ KARCIE”.
KOLEJNOŚĆ !! – Najnowsze wpisy na górze. Początek budowy całkiem na dole, przewijając idąc w górę do najnowszych wpisów.
Dziennik stoczniowy – wpis 26-sty-2025 r. (tydzień 7) NAJNOWSZY WPIS
Wyposażenie pokładu dziobowego część 2.
W tym tygodniu kolejna część wyposażenia sekcji dziobowej pokładu. Tym razem nie przybyło zbyt wiele, ale pośpiech był tu wykluczony. Udało wykonać się następujące elementy:
Element został rozwarstwiony z arkusza w zeszycie. Następnie pasek nr 207 rozciąłem na 5 osobnych elementów i skleiłem wg konwencji widocznej na poniższych zdjęciach. Tak samo wykonałem element obok, nr. 206, który nie jest na zdjęciach, ponieważ jego wykonanie jest analogiczne do elementu nr 207. Niestety zdjęcia w „macro” nie wyglądają „apetycznie”, ale na żywo można zawiesić oko 🙂
Kolejny element to bębny na liny (cz.79), wraz z nawiniętymi linami. Imitacje lin to linka do plecenia much (w wędkarstwie) Semperfri Classic Waxed Thread 3/0 Brown. Tutaj elementy potrzebne do złożenia nie zostały rozwarstwione, ponieważ ich sklejenie było łatwiejsze w ich oryginalnej gramaturze kartonu. Obręcze bębnów zostały ponakłuwane ściętą igłą lekarską, a podstawy bębnów były rozcięte a następnie sklejone delikatną kropeczką kleju CA nakładana drucikiem. Dzięki temu udało się ładnie zachować kąty cięcia od środka. Na zdjęciach powinien być wyjaśniony tok postępowania.
Okazało się, że jakimś cudem zrobiłem jedno zdjęcie elementu 206 …
Włazy na pokładach.
Kotwice. Niestety tutaj te elementy wg mnie są przekombinowane. Składają się ze zbyt wielu elementów, ale jakoś nie oddają efektu na „żywo”. Ponadto kotwice po wsunięciu ich w otwory w pokładzie nie pasują tak jak powinny wyglądać w rzeczywistości. Wystają ponad pokład, a powinny leżeć i końcówkami wystawać poza otwory. Musiałem je przeciąć na ok 2/3 długości i skleić z dwóch stron osobno, aby miało to jakieś ręce i nogi. Winą jest źle zaprojektowany otwór na kotwicę – pod złym kątem. Ostatecznie udało mi się uzyskać docelowe usytuowanie kotwic, ale nie jest ono zgodne z projektem i średnio to wygląda. Miejsce rozcięcia widać na drugim zdjęciu na dole, oraz sposób łączenia drucikiem i do łańcuszka.
Wykonałem też pierwszą od strony dziobu barbetę, ponieważ była najprostsza. Doszedł falochron z elementarni do niego przylegającymi, łańcuch kotwiczny. Zdjęcia z etapów dokładania kolejnych części na dole. (Kolejność oczywiście na końcu przestawia ostateczny stan na „dzisiaj”).
Dziennik stoczniowy – wpis 17-sty-2025 r. (tydzień 6)
Wyposażenie pokładu. Dziób cz.1
Model okrętu dumnie spoczął sobie w gablocie. Póki co jedyne prace przy kadłubie to te, które są związane z jego wyposażeniem. Plan pracy rozłożony jest w taki sposób, aby umieścić wszystkie elementy wyposażenia części dziobowej, aż do drugiej barbety (łącznie z nią). Następnie przejść do sekcji rufowej i tam również wykonać kompletne wyposażenie – czyli sklejenie wszystkiego, łącznie z relingami (odpadają „samolociki”, szalupy ratunkowe i pontony bo one będą na samym końcu razem z uzbrojeniem). Po ukończeniu dziobu oraz rufy prace przeniosą się na śródokręcie, a dokładnie budowę nadbudówek.
Mimo ograniczonego czasu, postaram się regularnie umieszczać wpis raz w tygodniu z podsumowaniem prac z całego tygodnia. Oznacza to, że w danym tygodniu mogę nie zdążyć z wykonaniem jakiejś sekcji, czyli np. w tym tygodniu, pracując nad wyposażeniem dziobu nie będę w stanie kompletnie go ukończyć.
Dlatego dzisiejszy wpis to część nr 1 jeśli chodzi o prace przy wyposażeniu dziobu. W w nim lwią część tygodnia zajęło wykonanie filtrów. Jest to część nr 220. I właśnie jej poświęcę dłuższy opis. Jest ona zaznaczona na poniższym rysunku, który jest zestawieniem rysunków pomocniczych – zestawiłem sobie w celu ułatwienia rysunki techniczne wszystkich części na jednym obrazku, aby było mi łatwiej się odnaleźć.
Część nr 220, jak to w opisie nazwał autor projektu to filtry znajdujące się na pokładzie i są to bardzo drobne elementy, znajdujące się w zeszycie z częściami…
Jak widać jeden moduł to zespół kilku części składających się z krążków i dwóch kopułek. Łącznie do zbudowania były 72 sztuki, z czego:
- 19 – białe
- 2 – biało-czerwone
- 11 – czerwone
- 40 – granatowe
Kolory są różne, ponieważ dopasowane są do położenia na pokładzie, który jest biało-czerwony na dziobie i rufie oraz granatowy na śródokręciu. Postanowiłem, że muszę wymyśleć jak tu sobie ułatwić pracę z tymi maluszkami i jak w miarę zautomatyzować proces budowy, aby szła „hurtowo”. Wg instrukcji w środku znajdują się 4 krążki o tej samej średnicy. czyli potrzebowałem wiele krążków o średnicy 2 mm, ale żeby przyspieszyć proces i nie rozdrabniać się w męczenie sztancy biopsyjnej, która została użyta w celu wycięcia tych krążków, skleiłem ze sobą dwa kawałki kartonu będącego ścinką z arkusza z częściami. Taki sklejony kawałek dał mi już podwójną grubość, czyli grubością odpowiadał dwóm krążkom. Wystarczyło wyciąć tak sklejoną ze sobą całość.
… a następnie skleić dwa „podwójne” krążki i mieć już gotowy jeden krążek o grubości poczwórnej. Czyli tak jak pokazuje na górze instrukcja. To samo zrobiłem z częścią „C” i „D”, ale one składały się tylko z podwójnej grubości kartonu, czyli należało wyciąć je sztancą z mojego kawałka sklejonej z dwóch płaszczyzn kartonu i taki krążek był już gotowy.
Gdy krążki zostały wycięte, pozostały do zrobienia „kopułki”. Zostały również wycięte sztancami biopsyjnymi, których średnica nakładała się z elementami w zeszycie (dla dolnej kopułki cz. „C”). Niestety średnica sztancy nie zgadzała się z kopułką „górną” częścią nr „A”, dlatego została ona wycięta sztancą o niewiele większej średnicy na kawałku nadrukowanej części z „zeszytu” dawcy. Chodziło o to, żeby zgadzał się kolor i średnica. (użyłem do tego jakiejś innej zadrukowanej części z drugiego zeszytu, rozwarstwionej na pół).
Tutaj bardzo ważna uwaga – przy pracy z tak drobnymi elementami każda część została „rozwarstwiona”. Ten materiał bez rozwarstwienia byłby trudny do wykorzystania w celu poprawnego sklejenia.
Oczywiście szybciej przygotowałem sobie wszystkie części jeszcze przed zabraniem się do pracy, aby na podstawie takiego zbioru – zestawienia. Dzięki temu dysponując takim zestawem wszystkich części do budowy konkretnego „modułu”, w tym wypadku jak to nazywam „grzybami” na pokładzie, możesz łatwiej zwizualizować sobie metodykę i technikę prac.
Kopułki zostały wycięte również na rozwarstwionym kartonie.
Górne kopułki mają nacięcie. Ale ja ich nie będę wykonywał, ponieważ różnica w ich wycinaniu, a wyprofilowaniu narzędziem kulką będzie praktycznie niezauważalna przy tych gabarytach, a dodatków może nieco pogorszyć jakość wykonania. Dlatego górna kopułka została wycięta na rozwarstwionym kartonie sztancą. Następnie lekko zwilżona klejem BCG i po wstępnym odparowaniu wody wyprofilowana narzędziem z kulką.
Kopułki po uformowaniu zostały ze sobą sklejone zgodnie z kolejnością w instrukcji, czyli razem z wcześniej wykonanymi krążkami.
Póki co, bez retuszu…
I jeszcze więcej…
I jeszcze więcej …
Czas na retusz. Użyte barwy z templatki mojej mieszanki farb temperowych mają dobre właściwości i fantastyczny mat. Dzięki temu retusz bardzo dobrze upiększył te maluszki. Oczywiście niech nikt nie pyta, co użyłem do retuszu białych elementów ….
I ostateczne starcie to przyklejenie tych mikrusów na pokład. Na pokładzie są dwa rodzaje białych pól określających położenie tych elementów – część 220 to te większe. Są mniejsze, cz. 219. I dlatego należy wybrać tylko te większe pola i w tych wyznaczonych polach nakleić filtry.
Zdjęcie na górze delikatnie zdradza czym zająłem się w kolejnym etapie prac. Są to słupki na liny cumownicze. Jest ich więcej na pokładzie rufowym, ale zamysłem jest wykonanie części nr 202, który przestawia poniższy schemat pomocniczy i jest analogowy do wykonania pozostałych słupków na liny cumownicze znajdujące się na pokładzie dziobowym i rufowym.
Same „podstawki” są wycięte nożykiem w jej pierwotnej grubości kartonu, ale pozostałe elementy zostały rozwarstwione, aby ułatwić formowanie i sklejenie ze sobą.
Całość na pokładzie
Na samym szarym końcu sił i pokładów cierpliwości zająłem się za ostatnimi elementami, których nawet nie wiem jak się nazywają… Ale wiem, że będą wokół tych „szachowych figur” oplecione łańcuchy kotwiczne : )
Tutaj również było nieco zabawy, ale zrobiłem krok po kroku cz. 212
W szachy tymi figurami nie pogram, bo należyte miejsce znajduje się na pokładzie : )
W tym tygodniu „wymęczon” zabieram się za krótki relaks. Ale w między czasie mam pytanie do znawców tematu, bo zleniwiałem ostatnio ; ) Tak na serio to mało czasu, a pytanie – jakiego koloru użyć do pomalowania relingów na pokładzie ? (a przy okazji sprawdzić można, czy ktoś czyta moje wypociny i dociera to tego miejsca tekstu). Mimo, że do relingów jeszcze trochę zostało, to jednak chciałbym mieć w gotowości farbę do ich pomalowania.
Z tym pytaniem zostawiam zacne grono czytelników ze zdjęciami dotychczas wykonanej drobnicy w części pierwszej oraz życzę wspaniałego weekendu ; )
Dziennik stoczniowy – wpis 12-sty-2025 r. (tydzień 5)
Wyposażenie części podwodnej. Bardzo dużo czasu zajęło wyposażenie części podwodnej okrętu pancernika. Na początku zająłem się śrubami napędowymi.
Następnie wykonałem wszystkie pozostałe elementy, wraz z retuszem (też śrub napędowych)
Jak widać powyżej – samych części nie jest zbyt wiele, natomiast zostały one nierzadko złożone z kilku elementów stanowiących jedną cześć. Np. stery, które były podzielone na dwie osobne części, albo ku mojemu zdziwieniu podpory wałów, które trzeba było skleić z trzech elementów(!) Nie do końca rozumiem tak drobiazgowe zaprojektowanie niektórych elementów, ale na szczęście ten czasochłonny i monotonny etap jest już za mną.
Dość sporo pracy wymagały osłony wałów przy samym poszyciu. Są zaprojektowane, aby ładnie odzwierciedlać oryginał, ale niestety czarna kreska i w większości części w tym opracowaniu zaburza spójność kolorów i ogólnie kamuflażu.
Wały śrub napędowych zostały wykonane przez rozwarstwienie części którą należało pierwotnie skleić w rurkę, ale ja taki rozwarstwiony element nakleiłem na pręcik mosiężny o średnicy 1,5 mm. Czyli średnicy otworów w osłonach wałów i po drugiej stronie w tulejach przy samej śrubie.
W tym wpisie nie wiele jest do omówienia, ponieważ nie używałem nadzwyczajnych technik i być może efekt pracy również nie wygląda nadzwyczajnie, ale cieszę się, że ten etap budowy został ukończony i tym samym kadłub został zamknięty wraz z elementami do niego bezpośrednio przylegającymi. Oznacza to, że będę mógł przejść do klejenia wyposażenia pokładu, a zacznę od dziobu (pozostała jeszcze do poprawki część rufowa poszycia, którą zademonstruję w kolejnym wpisie oraz retusz w niektórych łączeniach poszycia części podwodnej).
Na sam koniec, wykonałem podstawkę pod model, aby pancernik mógł osiąść już w gablocie, w celu zabezpieczenia kadłuba. Teraz będzie sporo pracy z drobnymi elementarni wyposażenia pokładu i nadbudówek, więc kadłub nie będzie uczestniczył przez dłuższy czas w dalszej budowie. Podstawka została wykonana z balsy o grubości 5 mm, projekt podstawki to luźna interpretacja ponieważ to opracowanie nie posiada wzoru do wykonania takiej podstawki. Elementy podstawki zostały przyklejone wikolem, a następnego dnia polakierowane lakierobejcą od Vidaron.
Dziennik stoczniowy – wpis 28-gru-2024 r. (tydzień 4)
Poszycie kadłuba – pokład i burty. W tym ostatnim wpisie dotyczącym relacji z budowy modelu w tym roku, udało pomyślnie zamknąć się kadłub. Żeby nie przeciągać zacznę od krótkich opisów poszczególnych etapów, a na końcu umieszczę zdjęcia tego, co udało się ukończyć.
Zacząłem od pokładu. To opracowanie nie posiada zaznaczonych kropek na słupki relingów na pokładzie. Z jednej strony to dobre rozwiązanie, ponieważ pozwala mi na zastosowanie dowolnej formy relingów. W tym przypadku będzie to zestaw relingów z GPM w skali 1:300.
Otwory zostały nakłute przy pomocy uciętej igły lekarskiej, której końcówka została zaostrzona przez prostopadłe spiłowanie dolnej krawędzi. Nie ma tutaj odkrywczej metody, ponieważ stosowałem ją w innych modelach, jak również z powodzeniem stosowana jest przez wielu modelarzy.
Nakłucia są robione na czarnej kresce. Dzięki temu połowa nacięcia będzie usunięta przy cięciu, a w drugą połówkę otworu będzie wstawiony słupek. Słupki będą praktycznie na równi z krawędzią burt.
Odległość słupków była wyznaczona przez ok. 5 cm pasek relingu foto-trawionego.
Zbliżenie na narzędzie do otworów. Otworów na całym pokładzie jest sporo, dlatego żeby nie męczyć palca wsunąłem drewnianą końcówkę pędzelka na gwint igły. Wygoda gwarantowana!
Główka igły niestety zostawia widoczny ślad po nakłuciu. Dlatego, żeby oszczędzić matę najlepiej to wykonywać w jednym z narożników maty.
Kolejnym etapem przygotowania części pokładu było wykonanie pozostałych czynności, które na tym etapie są łatwiejsze do wykonania niżeli na sklejonej części pokładu do burt i kadłuba. Są to otwory na łańcuch kotwiczny. Tutaj miałem pierwsze stracie z malutkimi częściami. Rzeczywiście jest różnica, porównując skalę VV 1:300 do innych modeli okrętów w 1:200.
To by było tyle, jeśli chodzi o przygotowanie pokładu. Sam pokład został podklejony tekturą szarą 1mm, oraz pomniejszoną powierzchnią tak, aby była luźna przestrzeń 1 mm między burtami a podklejoną po pokład tekturą. Samo śródokręcie, oprócz otworów na słupki nie wymagał specjalnego przygotowania. Jedynie trzy otwory na drut w rufowej części modelu.
Czas na burty. Tutaj nieco pracy zajęło mi wycięcie otworów na bulaje, oszlifowanie dolnej krawędzi (pod czarnym paskiem) oraz przyklejenie imitacji bulajów z wyciętych kwadracików z folii do bindowania. Tutaj ważna jedynie była kolejność.
Najpierw sfazowanie krawędzi. Burty będą klejone na zakładkę do części podwodnej, więc krawędź musi być dobrze sfazowana. Szlifowanie to „brudna robota”, więc aby zachować czystość, a zwłaszcza w otworach bulajów, to najpierw sfazowałem niezadrukowaną stronę burt pod czarną kreską. Szlifowaniu również poddałem styk dziobu.
Pasek poszycia burt został nacięty tak, aby zostawić nie więcej niż 1 mm białego zapasu.
Potem od drugiej strony przy użycia płaskiego pilnika YATO delikatnie zeszlifowałem krawędź tak aby delikatnie było widać prześwit czarnego nadruku (czarny pas po stronie zadrukowanej).
Aby w efekcie końcowym otrzymać efekt pokazany poniżej w przybliżeniu.
To samo zrobiłem ze wszystkimi pasami poszycia burt.
Tutaj ważne jest, żeby trzymać pilnik pod odpowiednim kątem! Po szlifowaniu nadszedł czas na otwory pod bulaje. Ten etap zrobiłem jako drugi, ponieważ gdybym wyciął najpierw obrys burt nożykiem, a potem wykonał bulaje, to krawędź cięcia tuż przy bulajach wycinanych później mogłaby się wyginać i tworzyć łuki, a krawędź burt ma być przecież prosta. Ale jeśli bulaje są daleko krawędzi cięcia to można najpierw wyciąć część poszycia a potem bulaje. Tutaj kolejność zależy od tego, żeby wyczuć aby nie uszkodzić części ani nie zmienić mechanicznie jej linii cięcia.
Pod burty zostały naklejone przezroczyste szybki ale wcześniej uformowałem sklejki burt według proporcji ich przylegania do szkieletu.
Następnie sklejki poszycia w miejscu dodatkowego pancerza zostały połączone klejem BCG. Na tym etapie nie robiłem żadnych retuszy. Zostanie on jednostkowo wykonany po ukończeniu całego kadłuba tylko w miejscach gdzie jest wymagany.
Tutaj każdy etap wymagał precyzji. Doklejania, doszlifowywania i dopasowywania na sucho. Inaczej mogłyby wyjść szpary.
Po przygotowaniu i sklejeniu oklejek poszycia burt nałożyłem retusz tylko na górną krawędź poszycia. I jest on zgodny z kolorem pokładu. Na śródokręciu pokład brunatny, na dziobie i rufie kolor biało czerwony. W miejscu czerwonych pasów więc nie retuszowałem, bo biała krawędź sklejki zgadza się kolorem do białego pasa na pokładzie.
Sklejki poszycia były klejone klejem BCG na zakładkę równo z pokładem. Sklejki burt podzieliłem sobie na dwa segmenty, od dziobu do połowy śródokręcia, a druga do rufy. Chciałem mieć jak najmniej łączeń 'w powietrzu’ na gotowym modelu.
Aby opisać proces naklejania całości na szkielet czyli burt uprzednio sklejonych z pokładem górnym musiałbym napisać esej. Ale zamiast tego zrobiłem zdjęcia poglądowe, jak bardzo musiałem gimnastykować się, aby wszystko ze sobą połączyć w tych gabarytach. Na stojąco, na klęcząco na siedząco – pozycji było sporo. Ale też zabawy i dopasowywania na sucho z żółtymi taśmami malarskimi.
Istnieje więc spora szansa, że film na YouTube to będzie kino akcji i dramatu…
… ale ze szczęśliwym zakończeniem… Wilka się już sklejało (niejednego) w życiu : )
Samo łączenia krawędzi czarnego paska do poszycia części podwodnej to bardzo mozolne zajęcie – kawałek po kawałeczku. Mierzenie taśmami oraz sprawdzanie poziomu. Raz butaprenem, a małe ubytki klejem BCG.
Wyszło jak wyszło. Uzyskałem swój wymarzony „standard” w 1:300. Pozostała tylko część rufy, w której jest szpara, ale tym się nie martwię, ponieważ zostawiam to na powrót po krótkiej przerwie noworocznej.
Oprócz tego do zaślepienia drobne białe pola kluzy kotwiczne i wyposażenie podwodne. Stępki, stery i napęd. Ale o tym już po nowym roku. A Życzenia tradycyjnie w ostatnim wpisie noworocznym, podsumowującym mój modelarski rok 2024.
Dziennik stoczniowy – wpis 18-gru-2024 r. (tydzień 3)
Będzie czerwono… Ponieważ ugiąłem się presji jaką są prawdy historyczne związane z właściwym kolorem dna części podwodnej., a jest to niewątpliwie kolor zielony wg wszystkich sprawdzonych przeze mnie źródeł, to tym razem wygrała wierność odwzorowania modelu, jaki został wstępnie zaprojektowany przez autora oraz ostatecznie wydrukowany przez wydawcę i tej wersji będzie dotyczył ten wpis. A jest nim poszycie części podwodnej.
Na samym wstępnie chciałbym zaznaczyć, że oklejanie przeze mnie części podwodnej okrętu nie jest tradycyjne i zgodne z założeniem instrukcji, jednak bardzo zależało mi aby rozszerzyć swoje umiejętności w tym zakresie i potraktować ten kadłub jako „doświadczenie”. Ponieważ każdy okręt, który skleiłem w moim życiu (powiedzmy po powrocie do pasji w „dorosłym” życiu) był sklejany właśnie metodą, którą tu zaprezentuję. Jest to metoda sklejenia części poszycia w „skorupkę” tak, aby całość nakleić na szkielet. Po raz pierwszy zainteresowałem się tą metodą w próbie sklejenia ORP Pomorzanin. Był to model, który rozpocząłem we wrześniu 2018 r. (historia moich prac – również niedokończonych zaczyna się tutaj https://kartonowe-hobby.pl/galeria-i-relacje/).
Początkowo zafascynowany metodą „na skorupkę” zacząłem ją stosować w każdym późniejszym modelu, co zwiększyło jakość łączeń między sklejkami. Niestety… ta metoda wymaga bardzo wiele pracy – od precyzji samego projektu modelu, aż po jakość wyciętych elementów, które będą użyte do pokrycia szkieletu poszyciem. Kolejną kwestią jest wykonanie podposzycia, ponieważ sklejki muszą być idealnie uformowane, tak aby na końcu cała skorupa ładnie otuliła cały szkielet.
Metodę rozwinąłem w niedokończonym modelu okrętu podwodnego ORP Orzeł, którego relacja znajduje się tutaj. Dzięki niej udało mi się wykonać a-wykonalny model ORP Wilk. Ale Vittorio jest to inna bajka. To model pancernika o długości ~80 cm i wykonanie takiej skorupki było nie lada wyczynem, przede wszystkim wymagającym odwagi i wcześniejszego obeznania z tą metodą na mniejszych jednostkach (OORP Grom i Garland). Dlatego – w tym długim wstępie – NIE próbuj tej metody na dużym modelu pancernika czy lotniskowca(!) Jak wspomniałem wcześniej wymaga ona doświadczeń z mniejszymi jednostkami, aby poznać się z materią – fizyką kartonu i chemią klejów.
Dlatego jeszcze raz podkreślę – wykonanie tej metody na tak dużym okręcie było dla mnie nie tylko wyzwaniem, ale eksperymentem, który udał się szczęśliwie. Proszę, nie stosuj tej metody jeśli nie czujesz się na siłach lub jesteś bardzo początkującym modelarzem, ponieważ z zewnątrz wygląda ona na łatwą, to w rezultacie jest ona bardzo pracochłonna i precyzyjna.
A teraz wróćmy do właściwej treści.
Ostatnie prace skończyłem na wykonaniu podposzycia.
Celowo zostawiłem puste wręgi nie wypełnione podposzyciem na dziobie oraz rufie, ponieważ w tych miejscach formowanie oklejek otulających te wręgi wykonałem nie na kadłubie lecz poza kadłubem. Miejsca wypełnione podposzyciem służyły w tym przypadku jako solidna podpora do uformowania „skorupki” (ps. proszę, tylko niech nie nazywa tego „skarpetą” bo ta nazwa jest ohydna : )
Do połączenia sklejek użyłem elementów, które autor projektu przewidział w zeszycie z częściami. Wydały mi się dobrym pomysłem. Są wydrukowane na kartce kartonu a nie na cienkim papierze, dlatego umożliwiłyby przyklejenie poszycia bez konieczności wykonania podposzycia, sklejka po sklejce – tak jak zwykle przyjęło się to robić. Ale ja w ramach „eksperymentu” wykonałem podposzycie wg znanej mi techniki z poprzednich modeli.
Sklejki śródokręcia mają specyficzne przełamanie pod czarnym pasem burt. Wyżłobiłem pilnikiem diamentowym firmy YATO rowek, aby mieć bogaty zakres zgięcia linii. Mogłem wykonać to nożykiem, ale po nacięciu linii nożykiem linia gięcia jest z góry ustalona przez naciętą linię. W przypadku wyżłobienia pozostaje mi mały zakres tolerancji aby taką linię zagiąć +/- 0,5mm wobec środka wyżłobienia. Dzięki temu połączone ze sobą sklejki mogłem precyzyjnie zagiąć w tej samej linii gięcia, co byłoby trudniejsze w przypadku nacięcia nożykiem.
Do wycinania użyłem nożyka segmentowego – ale do ostatniej oklejki rufy użyłem skalpela OLFA, ponieważ wymagała ona większej precyzji oraz cięcia pod „ukosem”.
Sklejenie wszystkich części poszycia podwodnego zajęło mi sporo czasu, bo chciałem uzyskać jak najszczegółowszą jakość cięcia. Na zdjęciach wydają się to tylko wycięte części, ale do tego etapu bardzo się przyłożyłem. I tutaj zainwestowałem w taktykę, aby wykonać poszczególne kroki skrupulatnie – wyciąłem wszystko co było do wycięcia, a dopiero potem zabrałem się na montaż. Nie chciałem wyciąć dwóch oklejek, skleić ich ze sobą, a potem znowu wyciąć kolejnej itd. Tym razem trzymałem się żelaznej rutyny.
Od górnej części wodnicy nakleiłem kawałki tektury szarej 2mm, aby mieć zakres przestrzeni roboczej między płaszczyzną deski a oklejanym kadłubem.
No i zaczęło się niewinnie …
Sklejka po sklejce, część po części…
Element rufy wymagał nieco dopieszczenia.
No i pojawił się pierwszy kwiatek. Albo popełniłem gdzieś błąd, chociaż wydaje mi się, że wszystko jest wycięte bardzo ostrożnie, albo źle uformowałem część dziobu, bo sklejka nie „zgrała się”. Nie jest to tragedia wykluczająca dalszą budowę – będę z tym żył i „tak”, normalnie zasnąłem w nocy po tym dniu : ) Wypełniłem ten ubytek rozwarstwionym fragmentem czerwonej części łączącej wszystkie sklejki dna – taki bardzo malutki skrawek. Łączenie powinno być widocznie na późniejszych zdjęciach.
Sama oklejka dziobu części podwodnej została delikatnie sfazowana na łączeniu, tak aby wyoblić krawędź dziobu i zrobić delikatne przejście z wyoblanego aż po kant ostry od dołu w kierunku burt do góry. Na tym etapie nie użyłem jeszcze żadnego retuszu. Chciałem wykonać te łączenia bez zamalowywania krawędzi, aby nie „złamać” przejścia między sklejkami z innym odcieniem. Retusz, jeśli będzie trzeba wykonam na końcu.
Aby nie łączyć długich połaci sklejonych ze sobą oklejek, podzieliłem je na równe przedziały. Skleiłem 4, potem 4 kolejne i potem łączyłem większe w dwa większe, aż na końcu połączyłem dwa w jedną całość.
Zatrzymam się na chwilę jeszcze przy łączeniu kolejnych części oklejek poszycia. Każda oklejka została najpierw przygotowana. Nadałem jej kształt za pomocą pręcika o gr. 10 mm na podkładce od myszki. Oraz nakleiłem sklejkę łączącą dwie oklejki za sobą. Tutaj trzeba bardzo dobrze docisnąć taki „łącznik”, żeby po sklejeniu dwóch oklejek nie było szpary. Dzięki temu można precyzyjnie zachować „niewidoczną” linię łączenia.
Nadmiar kleju po dociśnięciu prętem uciekł w dwie strony – do wewnątrz oraz za drugiej strony na zewnątrz. W środku nie przeszkadza, ale z zewnątrz trzeba było go usunąć mechanicznie, aby linia styku z kolejną sklejką nie napotkała żadnego oporu do łączenia „na styk”. Zrobiłem to gumową osłoną na pilniku YATO. Nadmiar kleju został „zrolowany”. Ten klej ma cudowną właściwość, że po rolowaniu robi się kulka – glut, który ostatecznie odrywa się od łączenia.
Krawędź każdego łączenia musi być idealnie przygotowana do sklejenia kolejnej oklejki. Bez grudek kleju, bez fałdek. Również przed sklejeniem oklejki przymierzałem na sucho każdą oklejkę do siebie, aby sprawdzić na „oko” czy nie wymaga korekty. Wszystkie sklejki były bardzo starannie dopasowane, więc tutaj brawo dla projektanta. Moim zadaniem było jedynie delikatne zeszlifowanie krawędzi styku gdzie przebijała się czarna kreska druku.
Bardzo ważne jest też odpowiednio nakleić pasek z ząbkami na odpowiedniej stronie oklejki. Są one ponumerowane na środku, więc nie trudno się pomylić. Tutaj jedynie można przeoczyć konwencję numeracji, ale ja sklejałem to poszycie 3 dni i nie kontynuowałem dalszych prac gdy poczułem zmęczenie i brak precyzji w dłoni.
Nieco więcej formowania wymagała rufa.
Osobny dzień wyznaczyłem sobie na połączenie skorupki poszycia na szkielet. Proces ten wymagał cierpliwości i czasu. Nałożyłem poszycie na szkielet, odznaczyłem otwór na śrubę. Tak nawiasem – śruba nie jest stałym elementem modelu, dlatego model nie traci klasy „standard”. Jest to tylko dodatek, który ma zapewnić stabilne połączenie całego kadłuba z deską od gabloty podczas transportu.
Sklejenie całości będzie lepiej pokazane na filmie na YouTube. Ale kolejność była taka, że najpierw rozsmarowałem klej w okolicach rufy i dziobu na spodniej płaszczyźnie okrętu. Gdy klej „złapał”, nasmarowałem klejem boczne krawędzie poszycia, tak, żeby złapały się bocznych stron, a całość była nadzorowana przez żółtą taśmę malarską, która zapewniła mi tymczasową ochronę, przed rozklejaniem się. Tak przygotowaną część podwodną zostawię na noc, aby kolejnego dnia nakleić na niego górną część szkieletu i zabrać się za oklejanie burt i pokładu.
Po sklejeniu całości zabrałem się za retusz miejsc, które wymagały go bezzwłocznie – była to pierwsza część dziobu i ostatnia część rufy. Niestety oklejając poszycie na rufie nie przyłożyłem się do odpowiedniego zeszlifowania czarnych linii, przez co ten fragment modelu nie podoba mi się. Liczę, że część tego przeoczenia częściowo zniknie wraz z pojawieniem się wyposażenia części podwodnej rufy, tj. wałów do śrub i sterów.
Do pozostałych oklejek nie użyłem jeszcze żadnego retuszu. Zostanie on wykonany po ukończeniu w całości kadłuba. Na chwilę obecną poszycie nie wymaga dużo korekt retuszem. Udało uzyskać się dość ciekawy efekt zespolenia krawędzi na styk, tak że nie widać białych linii, ale w niektórych miejscach mogą być wykonane poprawki retuszem.
Sklejona skorupka wraz ze szkieletem części podwodnej prezentuje się na poniższych zdjęciach. Dzięki za przeczytanie treści i zapraszam niebawem do kolejnego wpisu.
Dziennik stoczniowy – wpis 14-gru-2024 r. (tydzień 2)
Podposzycie części podwodnej. Tym razem postanowiłem dokładniej opisać moją metodę wklejania podposzycia. Jest ono skonstruowane tą samą ideologią, którą zastosowałem w pancerniku Bismarck (do którego budowy i kontynuacji relacji powrócę po zamknięciu kadłuba Vittorio Veneto).
Część podwodna Vittorio Veneto zostanie również wyposażona w śrubę, której celem będzie przytwierdzenie kadłuba do drewnianej podstawy, aby unieruchomić całość podczas ewentualnych transportów. Śruba nie będzie stanowiła części podstawki, ponieważ sama podstawka będzie wykonana tradycyjnie z balsy.
Po raz pierwszy taki montaż zastosowałem w modelu okrętu Hasanuddin, którego galeria znajduje się tutaj.
W szkielecie na powyższym zdjęciu (Hasanuddin), gwint został zamontowany na etapie budowy szkieletu. W Bismarcku, którego szkielet powstał na długo wcześniej niż Hasanuddin, taki gwint zamontowałem już na zbudowanym poszyciu części podwodnej.
Ale wróćmy do Vittorio. Bo w nim gwint śruby jest już zaplanowany na etapie budowy szkieletu i podposzycia.
Śruba będzie przechodziła na wylot przez deskę, która jest podstawą pleksi-gabloty. Wykonałem otwór na środku deski, w taki sposób, aby była mniej więcej na środku. Chciałem również, aby śruba była ustandaryzowana. To oznacza, że Bismarck oraz Vittorio Veneto (i potencjalnie kolejne modele) będą mogły być ustawione na tej samej desce.
Moje modele planuję przechowywać w specjalnych wnękach w ścianach. A gabloty będą służyły jedynie do prezentacji na wyjazdach i wydarzeniach modelarskich. Dlatego bardzo zależało mi, abym nie musiał już więcej martwić się o zabezpieczanie modeli taśmami, styropianem czy piankami, żeby model nie przesuwał się podczas transportu. Sposób jest sprawdzony na przykładzie Hasanuddin’a i nawet udało mi się przetransportować całą gablotą z modelem Hasanuddin w walizce i samolocie(!).
Aby ustandaryzować ten pomysł, wymierzyłem środek na desce oraz dopasowałem miejsce w którym ma znajdować się gwint w szkielecie Vittorio. Wcześniej przymierzyłem Bismarcka i udało się zrobić tak, żeby deska pasowała do oby dwóch.
Teraz musiałem przygotować gwint. Został on „wbity” na na kilka sklejonych kwadratów z tektury 1 mm typu podpiwek oraz sklejony do niej przy pomocy mocnego dwuskładnikowego kleju.
Po wyschnięciu wszystkiego, krawędzie zostały wyrównane i wklejone w wyznaczone wcześniej miejsce i podlane klejem butapren. Na noc wkręciłem śrubę na gwint, aby sprawdzić czy wkręcona śruba zachowała kąty 90°.
Kolejnym etapem było wykonanie podposzycia. Teoretycznie mogący być pominięty, ale jednak postanowiłem pokazać i podzielić się moją techniką wypełniania podwodnej części kadłuba, ponieważ nie wiem, kiedy ten etap będę powtarzał kolejnym razem.
Zacząłem od dwóch płaskich płatów, które znajdują się „na brzuchu” w śródokręciu. Tam jest całkowicie płasko, jedynie trzeba uważać, by takie tektury wkleić pod lekkim kątem zgodnie z krawędziami wręg od spodniej strony. Elementy podposzycia śródokręcia wykonałem z tektury o grubości 2mm. Nie chciałem użyć miększej i cieńszej, aby podposzycie nie zapadało się podczas dociskania sklejek poszycia właściwego.
Delikatnie większy kawałek tektury przyłożyłem do spodniej części dna i odrysowałem odpowiednie linie cięcia. Ten etap będzie bardzo dobrze pokazany w filmie na YouTube.
Przydały się moje zapasy ścinek tektury, które są pozostałością po innych modelach. Do wypełnienia podposzycia wykorzystam tekturę białą podpiwek 1 mm.
Niestety o ile zapasy tektury nie „starzeją się” z czasem, to rozczarowany dowiedziałem się, że straciłem mój cały zapas kleju cyjano-akrylowego, który miał być użyty do łączenia pasów podposzycia ze szkieletem.. sprawdziłem każdy klej i wszystkie nie miały właściwości klejących. Po namoczeniu palców było czuć efekt „tłuszczu”. CA zamienił się w oliwę.. Ale nie polecam jej do smażenia steków..
Na szczęście udało się znaleźć substytut i też CA. Do tego etapu budowy nie jest potrzebny „wymyślny” klej, a wystarczy żeby był to najzwyklejszy cyjano-akryl.
Arkusze na których znajdowały się oklejki poszycia części podwodnej zostały skserowane na domowej drukarce i pomniejszone o 3%. Czyli skalę wydruku ustawiłem na 97%. Następnie zostały wycięte nożyczkami oraz posłużyły jako szablon, który został wykorzystany do odrysowania kształtu na fragmencie tektury białej.
Taki fragment został nasączony klejem BCG z dwóch stron oraz odstawiony na 10 minut do przeschnięcia. Następnie jeszcze wilgotny, uformowany za pomocą metalowego pręta na podkładce do myszki komputerowej.
Czynność została powtarzana dla każdego elementu z osobna, aż do oklejenia wyznaczonych szczelin między wręgami.
Na tym etapie nie obawiałem się szpar, ani nierównych przejść między pasami podposzycia. Gdyż zostaną one zaklejone poszyciem właściwym, a nierówności wyrównane klockiem z papierem ściernym.
Dziób oraz rufa nie dostaną podposzycia. Spokojnie można wykonać te powierzchnie bez żadnych wzmocnień.
Prawdopodobnie też są modelarze, którzy podposzycia nie stosują w ogóle lub robią je z innych materiałów. Ja trzymam się „kartonowości”. Jest to metoda tania, nie wymaga dodatkowych materiałów i nie jest „mokrą” robotą, jak np. szpachlowanie. konstrukcja mimo, że jest zamocowana płasko do powierzchni deski nie wygina się, ani nie wykręca co zachowuje właściwą oś symetrii.
Aby złagodzić przejścia i wyrównać nierówności, użyłem papieru ściernego 320 oraz drewnianego klocka.
Kadłub szlifowałem na świeżym powietrzu na balkonie, żeby nie pylić w domu. Trwało to około 30 min, bo nie chciałem zrobić tego w pośpiechu i niedokładnie. Ale również nie chciałem stracić tutaj pół dnia, bo to tylko podposzycie, które i tak będzie oklejone pasami poszycia, co będzie tematem kolejnego wpisu w dzienniku stoczniowym. Na koniec zdjęcia po szlifowaniu na wykonanym pod-poszyciu w 100% kartonowym.
Dziennik stoczniowy – wpis 30-lis-2024 r. (tydzień 1)
Przed tematem głównym jakim jest relacja, bardzo szybki komunikat dla stałych i wiernych czytelników tego bloga – TAK – to prawda, blog jest już na YouTube. Pierwszy film za nami, wkrótce będzie kolejny i też z serii prowadzenia wideo-relacji z klejenia Vittorio Veneto.
Jednocześnie chciałbym zakomunikować, że to właśnie społeczność tego bloga „popchnęła” mnie do tego, co wspólnie z Wami zacząłem tworzyć i jestem Wam za to bardzo wdzięczny!
Dlatego postanowiłem, że blog będzie zawsze miał pierwszeństwo przed innymi portalami społecznościowymi – będzie tu zawsze to, po co zapisałeś się pierwotnie – treść modelarska i relacje z budów moich modeli.
Nie oznacza to, że celowo chciałbym zaniedbać kanał na YouTube, ale delikatnie mówiąc o bloga chcę dbać częściej. W kwestii tego dlaczego zapisałeś się jako subskrybent tego bloga – relacje i galerie z budowy modeli, będą prowadzone niezmiennie jak dotychczas. Tutaj będę wstawiał większość zdjęć z budowy oraz aktualizacje będą często i na bieżąco jak dotychczas.
Natomiast na YouTube będę wstawiał prawdopodobnie jeden materiał w miesiącu, który będzie podsumowaniem ostatnich 30 dni z wpisów na blogu. Dlatego jako czytelnicy tego bloga będziecie zawsze na bieżąco – szybciej niż widzowie na YouTube, ale w zamian za to, cierpliwi widzowie na YouTube będą widzieć więcej zbliżeń i opisywanej głosem przeze mnie techniki. Myślę, że nie będziemy tu dzielić na jednych i drugich, bo w końcu wszyscy są modelarską społecznością, a różne platformy to po prostu inne formy przekazu tego, czym się tutaj zajmuję.
Tyle z ogłoszeń, a teraz meritum.
Szkielet Vittorio Veneto
Klasycznie będzie on wykonany od podstaw z wręg dostępnych w zeszycie z częściami. Nie mam nic do laserów, ale chciałem odnaleźć wprawę w trzymaniu i używaniu nożyka po 3 miesięcznej przerwie.
Jestem zdumiony jak wiele widziałem szkieletów kadłuba nowego opracowania z Małego Modelarza, natomiast smutek połączony z tremą i małym strachem, że szkieletowe „relacje” zamilkły, co może podpowiadać o jakichś problemach w dalszej budowie ?
Zobaczymy co tutaj wyjdzie – na pewno dokończę ten model, czytelnicy, którzy mnie znają wiedzą, że mimo potknięć umiem przyznać się do błędu, pokazać co nie poszło, a następnie z pokorą przystąpić do naprawienia błędów – niekiedy będących na poziomie projektowym lub moim na poziomie konstrukcji.
Aby uniknąć kłopotów z wysokością kadłuba oraz zapewnić tolerancję przesunięcia burt lekko w dół, tak aby burty nachodziły lekko na podwodną część poszycia, górne wręgi oraz górna część wzdłużnicy została skrócona o 1 mm.
Ten zabieg ma na celu zapobiec ewentualnym kłopotom przy łączeniu ze sobą górnej i dolnej części kadłuba, którą dzieli wodnica.
Myślę, że ten krok jest jak najbardziej uzasadniony, ponieważ sfazowane sklejki burt będą klejone tak, aby lekko nachodziły na czerwoną część poszycia części podwodnej – dokładnie tak jak robiłem to w przypadku wcześniejszych okrętów.
Kolejną modyfikacją w szkielecie jest nacięcie krawędzi wręgi w dolnej jej części podwodnej. W te miejsca zostaną wklejone płaty podposzycia dna z tektury o grubości 2 mm. Tak samo zrobiłem w Bismarcku i bardzo fajnie to zadziałało. Nieco więcej jak już będę na etapie klejenia podposzycia części podwodnej.
Nauczyłem się w końcu wycinać 1 mm wcięcia do innych wręg – nareszcie żyletka się przydała do innych prac niż dotychczas : )
Wodnica została sklejona na desce przy użyciu długiej linijki aby zachować oś symetrii. Następnie sklejona z jednej strony paskami z tektury, która została po wycięciu wręg.
Jako, że jest to mój pierwszy szkielet po dłuższej przerwie, miałem okazję sprawdzić gadżet, który zakupiłem na jednym z konkursów modelarskich. Są to kwadratowe dystanse z druku 3D i pomagają zachować kąty. Dodatkową funkcjonalność odkryłem w momencie, gdy zaszła potrzeba dociśnięcia szkieletu do wodnicy. Naciskając na plastikowy otwór całość bardzo sprytnie połączyła się z wodnicą. Kostki są przydatne, ale nie są obowiązkowe w mojej pracowni modelarskiej. W zupełności można wykonać szkielet bez ich użycia, aczkolwiek okazało się, że zakup nie był bezużyteczny – znalazł swoje zastosowanie, a ja z entuzjazmem i chęcią wspierania takich pomysłów zakupiłem je by wesprzeć fajne jak dla mnie przedsięwzięcie.
Plan gry jest taki, aby na ukończonym szkielecie części podwodnej wykonać podposzycie. Następnie okleić go pasami poszycia z zeszytu z częściami, a następnie tak wykończony dół kadłuba połączyć z górną częścią szkieletu. Dzięki temu powinno mi się udać wykonanie bardzo delikatnej i wymagającej precyzji zadania jaką jest niewątpliwie część podwodna okrętu. Myślę, że potem sklejki burt wraz z pokładem nie powinny przynieść niespodzianek.
Dlatego sklejona część nawodna pomimo, że jest wykonana w całości zostanie naklejona w całość w późniejszym etapie budowy.
Przy okazji zabawy z połaciom tektury, przygotowałem jej fragment na pokład, który również będzie zrobiony już po oklejeniu części podwodnej. Dziób i śródokręcie to dwie części pokładu, ale zostaną naklejone razem na jeden, sklejony ze sobą arkusz tektury 1 mm.
Na zdjęciach poniżej widać, że szkielet jest w dwóch częściach. Jeśli okaże się, że skrócenie wysokości o 1mm to dobry pomysł i wszystko będzie pasować – cóż, szczęściarz ? a być może wystarczyło przenieść się o kilka kroków do przodu i przewidzieć w myślach ten proces budowy. Ale jeśli się okaże, że 1 mm to za dużo to zawsze mogę podłożyć pod górny szkielet tekturę bądź karton o grubości odpowiadającej różnicy w braku. Poczekamy – zobaczymy. Na koniec zdjęcia wykonanych prac i moja refleksja na temat tego wpisu – nie sądziłem, że przy pracy ze szkieletem wrzucę kiedykolwiek ponad 30 zdjęć… Mam nadzieję, że się komuś chociaż przydadzą : ) Chciałbym tylko w dobry sposób opublikować merytoryczną treść tego nad czym tutaj pracowałem.
Z każdym Twoim wpisem i zdjęciami, szczęka opada mi coraz niżej. Majstersztyk!
Wiem, że panuje powszechna moda kolorowania relingu zgodnie z kamuflażem, ale robienie biało-czerwonego relingu chyba wyglądałoby głupio. Jestem za normalnym ciemnoszarym relingiem
Twoja sugestia jest najbardziej wierna ku mojej aktualnej koncepcji. Jednak myślę, że reling może być rozpoczęty dopiero w pierwszej części lutego.
Witam.
Mam pytanie „całościowe”. Jak Ty to robisz, że projekty „posuwają” się do przodu? Masz wyznaczony jakiś czas na klejenie? U mnie przerwy są po 2-4 tygodnie (praca, żona, dziecko) no chyba, że u mnie to „tylko” hobby, a u Ciebie pasja!
Pozdrawiam. Michał
Niestety nie mam takich luksusów jak żona i dzieci 🙁 Wygospodarowałem sobie więcej czasu wolnego, ale zazwyczaj w ciągu roku przeznaczam go więcej w okresach jesienno-zimowych, kiedy głodek na sklejanie jest większy. Choć taka „czasowa” passa pewnie nieb będzie trwać wieki ..
Witam.
Obejrzałem odcinek z klejeniem burt. Przyklejasz burty do pokładu na styk. W którym momencie przyklejany jest pokład do szkieletu części nadwodnej. Czy szkielet nadwodny jest sklejany ze szkieletem podwodnym, jeżeli tak to w którym momencie.
Pozdrawiam Zdzisław
Szkielet nawodny jest przyklejony do szkieletu podwodnego po sklejeniu burt do pokładu na styk. A sam pokład do szkieletu nie był przyklejony klejem. Ułatwiło to symetryczne pozycjonowanie podczas klejenia dziobu i rufy. Gdy te dwie sekcje były sklejone na stałe nie miałem już możliwości dostępu do aplikacji kleju pod pokład. Film jest skrócony do 1h dlatego część materiału nie trafiła do produkcji.
Miałem o to samo zapytać. Czyli jeśli dobrze zrozumiałem kleisz burty do luźnego pokładu a gdy ten element jest gotowy to na szkielet idzie butapren, a potem ustawiasz już pokład razem burtami?
Czy ten sposób montażu stosujesz zawsze czy tylko w tym konkretnym przypadku, gdzie z relacji na forum wiadomo, że są kłopoty z spasowaniem burt.
Zastosowałem go pierwszy raz w tym modelu. Ze względu na gabaryty, bo normalnie robię inaczej. A zrobiłem tak, żeby nie naciągać całości na siłę i żeby zachować styki łączenia się burt na dziobie. Niestety na rufie się nie zeszły, wyszedł prześwit, ale zajmę się tym po ukończeniu drobnicy na dziobie.
Witam,
właśnie zakończyłem oglądanie ostatniej relacji z budowy vv, podziwiam Ciebie za dużą cierpliwość podczas budowy. Sam próbowałem sklejać na styk, ale klejem typu Vikol i to mi niestety niebardzo wychodziło, dlatego zacząłem kleić takie elementy klejami typu kropelka. Były to jednak mniejsze elementy w innym modelu. Możesz podać dokładnie jakiego kleju używać, aby te łączenia były trwałe.
Dzięki za dotychczasowe porady, wykorzystuje je z powodzeniem – na razie do prostrzych modeli, z dobrymi efektami. Pancernik na razie czeka w archiwum 😉
Pozdrawiam
Ahoj! Karol, ja wikolu praktycznie w ogóle nie używam. Jeśli chciałbym sklejać czysto i precyzyjnie, będziesz musiał nauczyć się obsługiwać klej „BCG”. Żeby łączenia były trwałe to – przy małych elementach (jak u mnie drobnica na pokładzie) rozwarstwiaj karton – będzie Ci 100 x łatwiej uformować tą część. Po drugie, łączy się z pierwszym – uformuj element do takiego stopnia, że „wygląda” jak sklejony (mimo, że jest suchy bez kleju), a Ty tylko kapniesz małą kropkę nad „i” smarując niewielką ilość kleju na to łączenie. I to wystarczy. Klej BCG to klej Brand Clear Glue, taki przezroczysty żelowy w tubce. Kleje typu „kropekla” aka cyjano-akryl są zbyt agresywne dla drobnicy – no chyba, że chcesz łączyć druciane element, ale tutaj również są inne lepsze rozwiązania. Pozdrawiam, Michał : )
Witam
Dziękuje za dotychczasowe relacje i filmy na YT , są pomocne. Oczywiście trzeba było sobie dwa razy oglądać film z podposzyciem, bo stosując tą metodę ( 1 raz ) zrobiłem błąd i nasączyłem karton tylko z jednej str i coś nie wychodziło. Teraz powinno być ok.
Przeglądając bloga i widząc tyle sklejonych modeli widać że to dla Ciebie nie pierwszyzna a to jest duża róznica.
Zauważyłem że podczas klejenia burt nie Robiłeś wzmocnień na kadłubie nad linią wodną, nie byłoby prościej z klejeniem burt?
Pozdrawiam serdecznie i życzę wielu sukcesów w obecnym roku.
Dzięki za miłe słówko. Przy tej długości pasów burt wzmocnienia mogłyby nieco przeszkadzać, bo sztywne wzmocnienie takiej sklejki burty uniemożliwi swobodne wyginanie się, czyli formowanie się zgodne z ukształtowaniem wobec kadłuba. Wzmocnienie mogłoby spowodować, że formowanie będzie nieco „ustawione” z góry i w razie czego trudniej o korekty. Gdyby VV miał proste burty na śródokręciu to pewnie tam dałbym wzmocnienie. ale tutaj samym wzmocnieniem w sobie było właśnie sklejenie tego segmentu z kilku elementów, które nadało pewną sztywność. Ponad to, wzmocnienie rufy – mało kiedy się przydaje, a wzmocnienie dziobu wykonuję tylko wtedy, kiedy poszycie dziobu jest naprawdę pod dużym ukosem (np. w polskich niszczycielach to widać ORP Wicher, czy Błyskawica. Tam pod-poszycie dziobu prosi się o wykonanie, żeby nie odbijały się wręgi i nie powstał efekt krowich żeber. Często też można wykonać zabieg przez usunięcie pierwszej i drugiej wręgi na wysokości burt.
Co do relingów to mam dwie koncepcje.
Pierwsza ta najprostsza to wszystkie w kolorze burt.
Druga trudniejsza ale moim zdaniem efektowna to w kolorze pokładu czyli w trzech kolorach w zależności od miejsca na pokładzie 🙂
Piotrze, początkowo rozważałem właśnie reling w kolorze malowania burt i myślę, że to by było zgodne z logiką (tak merytorycznie, na podstawie innych okrętów i kamuflaży). Aczkolwiek trój-kolorowe relingi… wiesz, przeszło mi to przez myśl, ale obawiam się, że to by było odebrane jako pewnego rodzaju wariacja : ) Zmagam się właśnie z doborem odpowiedniego koloru, ponieważ moje ukochane templatki z farb temperowych nie dadzą rady pokryć drutu : ( trzeba dać w końcu zarobić Tamiya’y lub Pactrze. W każdym bądź razie na pewno jedna z Twoich koncepcji wejdzie w proces realizacji
Niesamowicie precyzyjna praca wymagająca dużej cierpliwości. Ale finalnie wygląda to bardzo dobrze.
Dzięki Jacku, te godziny przy biurku… powiem Ci, że nawet i mnie się podobają te drobniczki na pokładzie. Ale nie chwalmy dnia przed zachodem słońca ; )
Efekt i tempo jak zawsze wielkie WOW 🙂
Mam jednak sprawę techniczną. Gdy dostaję na maila powiadomienie o nowym wpisie klikam „co nowego” i scrolluję w dół, by przeczytać świeżynkę.
Nie dałoby się, by link z maila kierował od razu do ostatniej aktualizacji czy to nie jest wykonalne?
Rzeczywiście jest to irytujące i sam nawet o tym ostatnio myślałem, bo też borykam się z tą niedogodnością. Najprostszym rozwiązaniem chyba będzie po prostu odwrócenie hierarchii wpisów – czyli najnowsze na samej górze. I zastosuję to we wszystkich „otwartych” relacjach, czyli Bismarck i Vittorio Veneto 😉
Świetna robota. Co do koloru relingów to się nie wypowiem bo nie wiem ale co wiem, to to, że możesz pomalować je nawet swoimi temperkami. Jedynie trzeba będzie później zabezpieczyć farbkę jakimś lakierem do gwaszy, temper np Talens. Odkąd poznałem ten patent nie maluję już elementów metalowych aktylami bo nie chce mi się znowu dorabiać koloru (gdy retuszuję karton temperami). Kryją wystarczająco dobrze.
Dzięki Piotr. Próby z temperami zawiodły kiedyś na Gromie :/ Niestety tutaj jedynie jakiś mały słoiczek za duże cebuliony trzeba użyć, Ale może w końcu kiedyś przekonam się do aerografu, bo sprawdzałem z palety Tamiya „szperja” nie mają w błękitnym kolorze burt, ale znalazłem coś podobnego. Facet tylko zapiera się, że to Tami (LP-36) tylko i wyłącznie do aero. Głupim, to kupiłem : ) Choćby dla zabawy. Do relingów jeszcze sporo czasu, więc trochę na re-search jest. Pozdrówki!
Michale sztance ostrzył bym inaczej bo one są fazowane na zewnątrz nie od środka. Czyli przeszlifować trzeba zewnętrzny stożek bo przy metodzie z wiertłem zmienią swoją średnicę.
Metoda z wiertłem jest dobra dla otworów fazowanych w środku gdzie to zewnętrzna średnica igły determinuje rozmiar krążka. Coś takiego jak twoje ucięte igły lekarskie do nakłuwania otworków.
PS. W sumie tak sobie uzmysłowiłem, że ty to zapewne wiesz i masz przemyślane. Zmieniłem okulary na inne i komfort pracy z tymi soczewkami mam dużo lepszy, aczkolwiek zakładam je sporadycznie ale przy skali 1:50 w starym MM to normalne.
Podam linka może się komuś przyda.
https://allegro.pl/oferta/okulary-powiekszajace-lupa-naglowna-zegarmistrzowska-led-soczewki-solidna-14409318447
Trzeba będzie przeprowadzić jakieś konkretne badania na temat wybijaków, igieł, sztanc wszystkiego co wycina okrężne kształty bo zapotrzebowanie na nowe metody jest coraz większe. Jak widzę w VV te wszystkie krążki do wycinania, to nie tylko okulary się przydadzą : )
Mój znajomy modelarz ma wybijaki zrobione ze stali hartowanej. Surowcem była stal z korbowodów silnika spalinowego. Naostrzone kilkanaście lat temu służą bez przerwy do dzisiaj. Ale to tego trzeba mieć stary silnik (lub korbowody) i dobrą obrabiarkę.
Cześć Michał! Na początku – wielki szacunek za Twoją pracę. Ja zacząłem moją przygodę z modelarstwem jeszcze w szkole podstawowej wiele lat temu. Mój instruktor powiedział mi, że są dwa typy nauczycieli. Ten pierwszy to nauczyciel, u którego się można dużo nauczyć. Ten drugi to nauczyciel, który swych uczni inspiruje. Ty należysz definitywnie do tej drugiej grupy. Jesteś inspiracją, motywacją, źródłem energii. RESPEKT!!! Dziękuję za wszystkie Twoje materiały dotyczące modelarstwa.
Pytanie 1: pewnie już tysiąc razy zadawane, ale mimo to zapytam. Jak wycinasz części? Po zewnętrznej czy po wewnętrznej stronie.
Pytanie 2: często stosujesz retuszu?
Jeszcze raz wyrazy szacunku i podziękowania za Twoją aktywność w necie!
Pozdrawiam serdecznie
Grzegorz
Cześć Grzegorz! Dzięki za słowa uznania.. Części staram się (bo nie zawsze się trafi ostrzem) po wewnętrznej, żeby nie było widać czarnej kreski. No chyba, że wręgi to po linii. A odnośnie retuszu. Staram się stosować retusz tylko na białe krawędzie, które są widoczne. Np. krawędzie poszycia i sklejek burt są klejone na styk i krawędzie do siebie przylegające nie wymagają retuszu. Ewentualnie wypełniam lekkie białe prześwity. Myślę, że postaram się wyczerpać temat w którymś filmie na YouTube bo pyta o to coraz więcej osób, bo to temat na dłuższą rozkminę, żeby dobrze wyjaśnić.
Dziękuję bardzo za odpowiedź!
Cześć, z zaciekawieniem oglądam postępy prac i podpatruję warsztat. Nie wiem czy też tak robisz ale ścięte poprzecznie igły do wyciskania otworków ostrzę małym wiertełkiem (kilka razy ręcznie obracam wiertło w otworze igły) co zdecydowanie poprawia funkcjonalność i precyzję takiej igły poprzez naostrzenie jej krawędzi. Pozdrawiam. Udanego modelarsko 2025 roku!
Piotr, dzięki za 'pro-tipa’. Ja już słyszałem o tej metodzie, ale nigdy nie znalazłem chwili, żeby ją przetestować. Na szczęście zbieram stare sztance, właśnie chyba na poczet takich eksperymentów : )
Piękne wykonanie. Szkoda, że nie dało się usunąć czarnych linii z obudów wałów co jest widoczne na tle dna, który tych linii nie ma. Choć to drobiazg, który zniknie z oka gdy okręt jest w normalnej pozycji. Tutaj jest punkt dla barwionki.
No niestety… te czarne kreski to poważny mankament tego wydania. Może zniknie, jak piszesz w czeluści drobnicy, ale problem polega na tym, że części drobnicy też są wydrukowane na grubej kresce – a same części są błękitne. Będzie trzeba się postarać lepiej je wycinać : )
Pięknie wygląda
Szczęśliwego Nowego Roku
pozdrawiam Michał
Dzięki Michał! Pozdrawiam : )
Michale z wielkim zaciekawieniem obejrzałem twoją relacje wideo i przeczytałem ten fragment bloga.
Mam pytanie co to za okulary, których używasz do wycinania? Podaj mi proszę jakiś namiar bo szukam czegoś by zastąpić obecnie posiadane.
Dziękuje również za sporą dawkę wiedzy i otwarcia oczu na użycie pewnych narzędzi jak pilniczki diamentowe. O wiele łatwiej i szybciej uformowałem „pudełeczka” w Halnym.
Cieszy mnie chęć używania pilniczków, bo one kryją w sobie mnóstwo potencjału. Okulary zakupiłem wiele lat temu, zrobię komuś reklamę, ale co tam : ) https://allegro.pl/oferta/okulary-precyzyjne-lupa-na-glowe-mocny-led-naglowna-81001g-6088322930
Nie wiem czy kupowałem z tej stronki, ale używam taki model – wymienne szkła to jest dobre i nie używam tych ledów, bo po włożeniu baterii są ciężkie i nie wygodne. O okularkach też co nieco kiedyś opowiem na YT, ale do tego czasu będą najpierw inne materiały. Proszę również uwaga dla wszystkich – model okularów mogę polecić bo są sprawdzone na mojej głowie, ale mają regulację. Ale nie znam sprzedawcy z linku do allegro, więc nie wiem czy jest godny polecenia.
Dziękuje, używam coś na podobnej zasadzie ale na tę chwilę mam problem bo mam za mało światła i czasem ustawię lampę tak, że zawadzam tym daszkiem. Myślałem o czymś podobnym z regulacją ale bliżej oczu.
Również składam Ci życzenia Szczęśliwego Nowego Roku.
Może się wybierzesz z modelami na Warszawską Syrenkę 🙂
Oj w tym roku może być ciężko z konkursami… Ale w razie czego tutaj jest mój kalendarz „wypadowy” : ) https://kartonowe-hobby.pl/moj-kalendarz-modelarski/
Witam,
Jak w którymś z poprzednich komentarzy pisałem jestem starszym panem na emeryturze i nadmiar czasy poświęcam na robienie modeli. Co prawda dopiero od prawie roku, więc moje doświadczenie jest niewielkie i dlatego korzystam z porad innych. Twoje są bardzo szczegółowe, ciekawe i bardzo szerokie. Właśnie kończę galeon Mayflower, z którym miałem trochę problemów właśnie z poszyciem kadłuba i olinowaniem. Niestety olinowamie jest bardzo słabo opisane. Teraz planuje kleić ORP Błyskawica, dlatego vz zainteresowaniem oglądam i czytam relacje z budowy. Mam pytanie jaka jest różnica w Pana medocie na „skorupkę” a oklejaniem na podposzyciu bezpośrednio.
Pozdrawiam.
PS. Życzę szczesliiwego Nowego Roku i spełnienia marzeń
Karol. dziękuję Ci za dobre słowa. Motywują do robienia moich treści. Odnośnie Twojego pytania, Różnicy w oklejaniu moją metodą jest jedynie taka, że mam 100% pewności, że nie będzie szczelin ani szpar między sklejkami poszycia. Oczywiście da się to zrobić tradycyjną metodą, sklejka po sklejce ale uznałem trochę model Vittorio Veneto jako eksperyment. ps. tutaj na blogu jesteśmy kolegami modelarzami po fachu, nie potrzeba być formalnie na „Pan” ; )
Twoja procedura jest dla mnie bardzo przydatna, nawet po wielu latach modelowania z papieru wciąż odkrywam nowe procedury i technologie, o których nie miałem pojęcia. Dziękuję bardzo za to i życzę miłych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia.
Dziękuję za komentarz. Mamy szczęście, że modelowanie z papieru jest kreatywne i wciąż zaskakuje. Pozdrawiam Cię i życzę spokojnych Świąt Bożego Narodzenia.
Witaj Michale,
Świetnie sobie poradziłeś z tym poszyciem. Piękna robota 👏
Mam pytanie odnośnie retuszu🤔maluszesz czymś krawędzie sąsiednich oklejel przed sklejeniem?
Cześć Kamil. Krawędzie sklejek nie mają żadnego retuszu. Retusz mimo pozorów cienka warstwa, ale przeszkadza w dopasowaniu na styk sklejek. Wyszedłem z założenia, że retusz powinien być wykonany jedynie na widocznych defektach, ale dopiero po sklejeniu, a krawędzie styków łączenia są nie widoczne. Więc cały proces nie wymagał retuszu, a jedynie będzie poddany poprawkom tam gdzie widać białe przebicia, które są efektem szlifowania pilnikiem. Szlifowania tam, gdzie był nadmiar czarnej kreski lub tam gdzie była mikro szczelina. Retusz, ale już po sklejeniu był wykonany na razie do pierwszej i ostatniej oklejki (dziób i rufa) i do podstawy steru głównego.
Kopalnia wiedzy. Dziękuję, że dzielisz się swoim niewiarygodnym, jeśli chodzi o efekt warsztatem. Przeglądając relację zastanawiałem się w jaki sposób przykleisz całe poszycie jako jedną skorupę do kadłuba kontrolując jej symetrię, przypadkowe łapanie kleju przy wkładaniu skorupy itp. Pewnie na materiale wideo będzie widać ten etap pracy. Gratuluję efektu i czekam na kolejne relacje. Czy poszycie również było smarowane klejem?
Ahoj Piotr! Dzięki, że zapisałeś się do grona sympatyków tego bloga. Ciekawe pytanie, nie napisałem zbyt wiele na ten temat, ponieważ na filmie będzie znacznie więcej widać oraz nagrałem cały proces łączenia tych elementów w jedną całość. Tutaj oś symetrii wyznaczyła sama skorupka poszycia, a głębokość jej osadzenia na szkielecie podposzycia jest ustalona przez płaszczyznę wodnicy, za którą nie mogą wyjść krawędzie poszycia (tego czerwonego). Natomiast wszystkie niedoskonałości będą schowane przez nałożenie ok. 1mm burt metodą na zakładkę, a nie na styk jak robi to większość. Zapraszam na film w okresie świątecznym : )
Skarpeta, skarpeta lalala 🤣 Niestety taka nazwa się już przyjęła i niewiele da się z tym zrobić. Ale to nie ważne bo metoda ma ogromny potencjał, i jak widać na załączonym obrazku, można przy jej pomocy uzyskać rewelacyjne rezultaty, bez znaczenia jak ją nazwiemy 😉 Dzięki za zaprezentowanie w szczegółach jak się za to zabrać. Świetna szkoła dla okrętowych amatorów jak ja. Nieomieszkam wypróbować tego sposobu przy budowie mojego T13 jak już wrócę do tego tematu.
Zdecydowanie Piotrzy i Michały przeważają wśród czytelników bloga : ) Jak wspomniałeś metoda ma ogromny potencjał, ale myślę, że więcej tęższych głów jest w stanie dopieścić ją bardziej i wykręcić coś więcej. Ja miałem szczęście, bo oklejki poszycia są zaprojektowane nienagannie. A tutaj im większe połacie takiej skorupy tym większy zakres tolerancji na „rozjechanie” się symetrii w przypadku, gdy jest skopany projekt. Jeśli chodzi o kartonówki, to raczej zaczynałbym tą metodą od małych polskich torpedowców – Ślązak, Mazur, Kaszub. Te modele są niemal idealne do rozpoczęcia przygody z tą metodą.
Czytam, oglądam i podziwiam. Wow! Szacun, i czapki z głów za to jak to robisz i i jeszcze większy za to, jak się dzielisz z nami swoim warsztatem. Pozdrawiam serdecznie a gdyby nie było przed Świętami kolejnego wpisu to życzę Tobie i Twoim najbliższym Radosnych Świąt Bożego Narodzenia i Szczęśliwego Nowego Roku. Michał
Michale, dziękuję za słowa wsparcia i uznania. Chciałbym jeszcze opublikować jeden wpis do świąt, mam teraz więcej czasu i podarować entuzjastom mojego bloga gwiazdkowy prezent w formie zamknięcia kadłuba co byłoby dla mnie czymś wspaniałym. Ale gdyby w okresie między świątecznym umknął mi gdzieś Twój komentarz, to również korzystając z okazji życzę mnóstwo radości, rodzinności oraz samych modelarskich inspiracji. Wesołych świąt : ) A z życzeniami noworocznymi wstrzymam się do ostatniego artykułu w tym roku, którym tradycyjnie będzie moje modelarskie podsumowanie roku 2024 : )
Bardzo podoba mi się takie podposzycie z tektury. Zawsze bawiłem się piankami i gąbkami, ale niezbyt mi się to podobało.
Odnośnie kleju CA to kiedyś pracując przy składaniu aparatów słuchowych dowiedziałem się, że najlepiej taki klej przechowywać w lodówce. Mam pewien zapas od 2 lat i nadal jest ok 🙂
Arturo, a wiesz, że też kiedyś słyszałem historię z klejem CA i lodówką ? Mam dziwne wrażenie, że to nawet działało. Ale nie wiedzieć czemu zostawiłem zapas CA na jeden kwartał w pokoju, gdzie zdążyło się nagrzać latem.. no i katastrofa gotowa jak bum cyk cyk. A klej 2022 jak nic : (
Będę śledził z ciekawością. W okrętach mam małe doświadczenie. Można powiedzieć że zerowe. Twoje relacje napewno będą kopalnią wiedzy.
Powodzenia
Ahoj Kamil! Dzięki za komentarz. Będę miał na uwadze, że część modelarzy mimo swojego bogatego doświadczenia nie ma go w modelach okrętowych i postaram się dołożyć starań, aby treść była jak najbardziej czytelna. Gdybyś miał dodatkowe pytanie – na tym blogu nie ma głupich pytach, pisz śmiało. Pozdrawiam, Michał.
Ciekawy pomysł by nasączać fragmenty podposzycia klejem BCG. Nie spotkałem się z tym jeszcze. Zakładam, że taki element jest mniej łamliwy i lepiej się kształtuje czy tak?
Ahoj Piotr! Dokładnie jak piszesz. Niezbadane są możliwości BCG. Do podpiwka idealny. Dodatkowo zapamiętuje kształt. Naklejam go jeszcze jak jest delikatnie wilgotny dzięki temu dobrze można uformować sklejkę między wręgami : )
Hey
Mam ten sam problem 😊 nie otrzymałem maila a bardzo bym chciał dołączyć do społeczności 😊
Hey Mateusz! E-mail dostaje się dopiero z treścią w artykule, publikacji, relacji itd. Nie ma obaw do zmartwień – jesteś już na pokładzie, sprawdzone, zaklepane : ) Sprawdź skrzynkę SPAM czy nie wisi tam ważny wpis z aktualizacją do tej relacji z budowy Vittorio.
Cześć Michale,
Próbowałem się dopisać do społeczności oraz do powiadomień i z tego co zrozumiałem powinienem dostać jakieś maile na skrzynkę. Niestety do dziś nic nie dostałem. Sprawdzałem SPAM, próbowałem kilka razy na pocztę Onetu i gmaila i niestety nic. Masz jakieś pomysły? Będę wdzięczny za jakąkolwiek odpowiedź.
Pozdrawiam,
Wiesław
Cześć Wiesław. Wszystko jest w porządku. System mailingowy jest zrobiony tak, żeby subskrybenci bloga otrzymywali tylko ważne treści czyli wpisy w dzienniki budowy oraz inne artykuły. Twój e-mail jest zarejestrowany, a wiadomości są lekkie i nie udręczające. Pierwszy e-mail dostaniesz w momencie aktualizacji budowy. Dzięki i witaj na pokładzie! : )
Witaj,
Zapowiada się ciekawie. Będę śledził na bieżąco.
Pozdrawiam
Ahoj Kamil! Dzięki za dołączenie na pokład! Obserwując Twoje modelarskie poczynania, będę zaszczycony jeśli od czasu do czasu dołączysz do komentowania ; ) Pozdrówki!
Witam, właśnie kupiłem Małego Modelarza i z niecierpliwością czekam na relację z budowy. Zaznaczam, że jestem rocznym modelarzem. Tą tematyką zainteresowałem się rok temu po przejściu na emeryturę. Od tego czasu wykonałem kilka modeli, łatwiejszych i trudniejszych. Teraz sklejam galeon z poprzedniego numeru. Pozdrawiam i czekam na dalszy ciąg.
Witaj na pokładzie mojego bloga! Galeon fajna sprawa, też bym chciał popełnić model w podobnym klimacie, ale póki co czas wzbogacić kartonową kolekcję o pancernik. Pozdrawiam ciepło. Michał.
Cześć Michale, Miło Cię było poznać osobiście na wystawie w Pabianicach, zupełny przypadek. Najpierw zobaczyłem Garlanda, a chwilę później jak szykujesz Wilka, których budowę tu śledziłem, i tak sobie myślę, że to chyba niemożliwe, a jednak. Szkoda tylko, że nie mogłem pobyć trochę więcej czasu. Było bardzo dużo modeli, z tego co wiem ponad 700 ale ze względu na skromne rozmiary salek, trudno było je dobrze podziwiać bo wzajemnie się zasłaniały. Może w przyszłym roku pomyślą nad większym pomieszczeniem.
Budowę Vitorio Venetto też będę śledził z uwagą, Zapowiada się super.
Pamiętam, że jako dziecko miałem ten model z Małego Modelarza z 84 ale tam był taki szary (jak i wszystkie inne ) i HMS Rodney i HMS Vanguard, ale już nawet nie pamiętam co się z nimi stało.
Pozdrawiam i może do zobaczenia kiedyś ponownie.
Cześć Michał 🙂 Pabianice zawsze będą kojarzyć mi się z poznaniem osób na żywo, które czasem wpadają na ten mały blog i od czasu do czasu poczytają moje wypociny 🙂 Cieszę się, że mogłem zamienić słówko, a jeszcze bardziej jak będzie okazja spotkać się na kolejnej edycji lub w innym miejscu i zobaczyć dzieła modelarzy, którzy wpadają na kartonowe-hobby. Właśnie tak pozytywne osoby jak Ty i innych, których poznałem na żywo powodują, że wiem, że to co robię tutaj ma sens i chciałbym robić jeszcze więcej dla środowiska modelarskiego. Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę inspiracji i precyzji w pasji 😉
Cyt. ” W Bismarcku niestety nie udało zachować się jakości retuszu na łączeniach sklejek oraz dwie warstwy lakieru spowodowały, że poszycie części podwodnej bardzo się świeci.”
Polecam zastosować taki specyfik – Mr.Hobby B-514 Mr.Super Clear – Matt Spray.
Ahoj Mirek! Dzięki za podpowiedź. Robiłem już testy – mam oba specyfiki i są dobre, sprawdziłem. W dalszym ciągu jakość retuszu daje wieeele do życzenia, co niebawem zademonstruję na wpisie z Bismarckiem. Wczoraj (29.09.24) malowałem (niestety) poszycie części podwodnej i jestem zadowolony z efektu – wygląda lepiej niż wcześniej, aczkolwiek nie jestem zadowolony, że musiałem oddalić się od standardu. Na pewno uda mi się go zachować przy Vittorio Veneto, ponieważ poszycie części podwodnej będzie z zielonych sklejek kartonu barwionego.
Napaliłem się na zakup tego modelu jak łysy na grzebień 🙂
Relację będę oglądał z zapartym tchem (jak każdą marynistyczną na tym blogu :-))
Arturo, no to może idealny moment na rozpoczęcie przez Ciebie pancernika ? : )
Na kartonworku widziałem, że jest kilka problemów. Jestem ciekaw jak wybrniesz 🙂
No, no, no. To kolega teraz pojechał po całości. Jak pójdzie Tobie tak samo jak z gromem i garlandem jednocześnie bismarck to chyba będzie relacja roku a mam na mysli jakos klejenia i prosadzenia relacji i zdjec. Trzymam kciuki i podglądam regularnie !!
Dziękuję za doping. Grom i Garland to mniejsze jednostki i i skala. Postaram się spełnić swoje oczekiwania na tle jakości oraz czytelników na tle ilości i detali związanych ze zdjęciami opisami i nagraniami wideo. Ale najbardziej chciałbym sprawdzić się w budowie większych jednostek i dotrwać do końca. M.in stąd decyzja o trzymaniu się podstawowych części z zeszytu bez nadmiernej waloryzacji. Dzięki za komentarz, pozdrawiam Michał.
Na kartonworku widziałem, że jest kilka problemów. Jestem ciekaw jak wybrniesz 🙂
Być może przeoczyłem, ale część denna będzie zielona, czy czerwona?
PS. Zauważyłem dopiero teraz, że sugerowałeś mi rozgrzebanie modelu 🙂
Póki co mam rozgrzebane dwa niszczyciele w 1/200 i kilka modeli kolejowych w 1/25 i 1/45. Do tego jeszcze pociąga mnie plastik 🙂 Brak mocy przerobowych… 🙂
PPS. Do tego modelu zostały zrobione fajne elementy laserowe. Szkielet i detale w barwionce, ale znając twoje relacje to pewnie nie są w twoim kręgu zainteresowań.
Ahoj Arturo! Widziałem relację na kartonworku. Błędy są na poziomie projektowym. Ale jak zawsze będę robił metodą, żeby dopasować poszycie do szkieletu ,. a nie szkielet do poszycia i wszystkie sklejki powinny ładnie otulić się ze sobą. Część denna będzie jednak czerwona, ale zostawiam tu jeszcze miejsce na zmianę decyzji jeśli części okażą się wybitnie niedopasowane do siebie : )
Tak półżartem o zachowaniu kartonowości. Podposzycie, które stosujesz to tektura czyli nie karton😜. Za to śruby, które stosujesz do mocowania okrętu do deski mimo, że nie są kartonowe to służą do mocowania płyt kartonowo – gipsowych😉. Co tu bardziej zachowuje kartonowość 🤔🙄 jest mocno dyskusyjne. Jeszcze jedna śmiesznociekawa kwestia : czy użycie barwionki zielonej do dna okrętu zamiast oryginalnego dna z wycinanki nie jest sprzeczne z zasadami standardu kartonowego ? To przecież choć elementy kartonowe nie są elementem wycinanki zalecanym i dedykowanym do modelu jak lasery.
Bardzo kibicuję i Tobie i Grzesiowi. Lubię rywalizację. Kulturalną ale zaciętą, bo pomaga wejść na wyższy poziom.
Ahh : ) Dobrze się nie określiłem. Ale bardziej chodziło mi o kartonowość w sposobie nie używania gipsu czy innych podobnych specyfików. Natomiast jeśli chodzi o rywalizację, to lubię swój mały poziom i pomału odkrywać możliwości idące z każdym rozpoczętym modelem. Wyższym poziomem jest sam okręt Vittorio, bo nigdy wcześniej nie udało mi się podjąć modelu pancernika w takiej skali, nie licząc Bismarcka, którego musiałem niestety malować. No i tutaj raczej nie mam zamiaru prowadzić rywalizacji – każdy modelarz ma swoją wizję i swoje metody pracy. Żeby zachować tą moją „kartonowość” i trzymać się jednak standardu, to jeszcze o tym nie napisałem, ale zamierzam wykonać oryginalne czerwone poszycie części podwodnej mimo iż materiały z barwionki zamówiłem jakiś czas temu. Myślę, że może to oddalić pewne sporne prawdy historyczne związane z prawdziwym okrętem, ale na pewno nie oddali mnie od trzymania się standardu, jaki wyznaczył autor opracowania. Dzięki za wpis i do następnego : )
Bis i Vittorio na raz to będzie modelarska uczta dla czytelników 🙂 Dla mnie napewno. Cieszy mnie też fakt, że przy okazji Vittorio nadrobisz to co przepadło w Bisie, czyli budowę kadłuba z podposzyciem. Trzymam kciuki i pozdrawiam.
Ahoj Piotr! Oj mnie też bardzo cieszy ten kadłub i nawet nie wiesz jak, bo jak wspomniałem już kilkakrotnie – nie wyszedł mi retusz, a warunkiem kontynuacji Bisa właśnie był kadłub. Oprócz retuszu, który można zakryć farbą – czego jeszcze nie robiłem, bo to jakby nie było odchylenie od standardu, to kadłub Bismarcka jest wg mnie satysfakcjonujący. Wszystko powyżej linii wodnej się zgadza, samo poszycie podwodne ładnie otula podposzycie. Dlatego Drugi pancernik równolegle to praca z pokorą i większą dozą cierpliwości nad kadłubem. Przy Bismarcku trochę się spieszyłem, żeby zamknąć budowę kadłuba przed wakacjami. Tym razem pospiechu z VV nie ma potrzeby, ponieważ w przerwie będę mógł skupić się nad wyposażeniem Bisa. Nie lubię mieć otwartych kejsów w dużej ilości, ale gdyby nie wyczekiwany Vittorio, to pewnie wleciałaby relacja z Hoodem. Pozdrawiam serdecznie